Z Wołosatego przyjechaliśmy do Izb. Udało nam się znaleźć całkiem fajną kwaterę. Gospodyni poczęstowała nas mlekiem prosto od krowy, prawdziwe święto dla nas, mieszczuchów.



Rano spakowaliśmy rzeczy do auta i ruszyliśmy na Lackową. Podejście okazało się mniej straszne niż to opisywano. Właściwie nie zrobiło na nas większego wrażenia, takie nachylenie stoku nie jest czymś wyjątkowym w Górach Suchych.



Ciekawiej było na zejściu, poszliśmy bez szlaku.



A gdy trafiliśmy na cerkiew pośrodku pól i lasów zrobiło się naprawdę ciekawie. Chwilę tam spędziliśmy, bo ku naszemu zaskoczeniu cerkiew była otwarta.



Wróciliśmy do wsi i pomknęliśmy autem w stronę Beskidu Sądeckiego.